Znowu długo mnie nie było. Może się na mnie o to gniewacie. Ale Was też nie było. No to jesteśmy kwita, właściwie. Przy pierwszym rozdziale były takie fajne komentarze, a teraz... Pustka. Nie wiem, czy prowadzenie bloga, którego nikt nie odwiedza ma jakiś sens, szczerze mówiąc. Dlatego bardzo Was proszę, (nawet jeśli jesteś tzw. 'Cieniołazem', który przemyka po rozdziałach i jest dla mnie niewidoczny) abyście zostawiły tu chociaż jeden krótki komentarz. Żebym wiedziała, czy mam dla kogo publikować 'Bransoletkę' @_@.
Jeśli nikt nic nie powie, trudno, chyba usunę bloga. No ale trudno, nie zawsze odnosi się sukces za pierwszym podejściem ): Najwyraźniej kolejne opowiadanie o tym samym bohaterze, pisane, no cóż... Tak jak jest napisane (Nie jestem Flo, chociaż piszę coś co chwilę od bitych sześciu lat, to nie dorastam jej do pięt) wydaje się już trochę nużące. Szczerze przyznam, że znam to uczucie, kiedy trafiam n.p. na kolejne FF o Harrym Potterze, zaczynające się dokładnie tak samo jak mnóstwo innych.
Przyznaję, zwlekałam z publikacją trzeciego rozdziału ponieważ czekałam na jakąkolwiek reakcję z Waszej strony. No ale ponieważ się nie doczekałam, wstawiam go teraz. Mam nadzieję, że Wam się spodoba.
Tym razem nie mam żadnej piosenki DO rozdziału, ale jest to piosenka ulubionego zespołu mojej przyjaciółki. I jest naprawdę super :D Ale wersja oryginalna dużo mniej mi się podoba, jakoś tak gitara akustyczna lepiej oddaje jej 'ogniskowy' charakter.
R5 'Loud' (wersja akustyczna)
Nie
chciało mi się jeść śniadania. Nic mi się nie chciało. Mimo że
był piątek, pogoda na zewnątrz świetna, a na talerzu przede mną
leżały moje ulubione tosty z dżemem porzeczkowym. Mimowolnie
zaczęłam rozglądać się po kuchni. Naprzeciwko mnie siedział
chłopak Kate, Harry. „Wywiad z bliskimi zaginionej z Francji”
zdawał się krzyczeć obrzydliwie żółty napis na okładce
codziennej gazety, którą czytał. Postanowiłam sobie, że jak
wrócę ze szkoły, to przeczytam to, choćby po to, żeby zapomnieć
o tym, że przez następne dziesięć miesięcy będę musiała
prawie codziennie odrabiać lekcje, pisać sprawdziany i użerać się
z nauczycielem od fizyki. Uwielbiam po prostu wrzesień każdego
nowego roku szkolnego. Mam ochotę wyjechać wtedy do Indii i pomagać
w jakimś szpitalu. Miałoby to dużo więcej sensu, niż siedzenie w
spódnicy, przez czterdzieści godzin tygodniowo w jednym miejscu.
„Właśnie dlatego, że mi się nie chce, pójdę
dzisiaj do szkoły i wytrzymam tam do końca lekcji” pomyślałam
sobie. W podobny sposób motywowałam się do zrobienia wszystkiego,
czego nie chciałam, a musiałam zrobić. Od początku piątej klasy
był to jedyny sposób, który na mnie działał.
W takiej sytuacji nie miałam innego wyjścia, jak
poprawić krawacik od mundurka szkolnego (którego szczerze
nienawidziłam), założyć buty, wziąć torbę i w ostatniej chwili
wrócić do pokoju po gumkę do włosów. Nauczycielka od WF-u chyba
powyrywała by mi je, jakby nie były spięte. To nie było dlatego,
że nie chciało mi się ćwiczyć, wręcz przeciwnie. Bardzo lubiłam
sport i wszelkie tańce. Ale kobieta, która próbowała zaszczepić
w dziewczynach z mojej klasy miłość do stania na rękach sprawiła,
że sport jako przedmiot szkolny był na czarnej liście większości
uczennic, które miała okazję „trenować”.
Gdy dotarłam do szkoły, pod salą gimnastyczną
(częściej zwaną salą tortur) siedziało już kilka dziewczyn. „No
świetnie” pomyślałam, widząc kilka twarzy, które doprowadzały
mnie do szału. Czekałam tylko, aż polecą uwagi. Nie ma to jak
usłyszeć kilka hejtów na dobry początek dnia... Faren mnie nie
zawiodła. Zrobiła dokładnie tak, jak się spodziewałam.
-Cześć, Sally, masz co czytać? Bo niedawno chyba
przeszłaś na odwyk... Ale naprawdę, już nie wyleczysz się z tego
uzależnienia.
-Cóż, w takim razie życzę ci, żebyś wyszła z
nałogu bezsensownego gadania o wszystkim, co innych ludzi ludzi nie
interesuje. Nie trać nadziei, jeszcze odzyskasz mózg. Aha. Miło,
że promujesz czytelnictwo- powiedziałam widząc leżącą na jej
kolanach książkę napisaną przez jakiegoś celebrytę. Zawsze coś,
może znormalnieje od tego.
Nie mam pojęcia, czemu, ale ogromną satysfakcję
sprawił mi widok jej miny, gdy zrozumiała, co do niej mówiłam.
„Tak, przyznaję się bez bicia, jestem naprawdę wredną osobą”
przyszło mi do głowy. Jak zwykle w podobnej sytuacji. Dalej nie
mogłyśmy ciągnąć tej konwersacji, mimo że dziewczyny, które
przed chwila przyszły, chciały jeszcze chwilę posłuchać. Dzwonek
pokrzyżował mi plany, a na WF lepiej się było nie spóźniać.
Szybko weszłyśmy do szatni przebrałyśmy się w
ekspresowym tempie. Zaplotłam włosy w warkocz i poprawiłam
sznurówki. Już miałam wychodzić, kiedy w drzwiach stanęła
„siekiera”, nasza wuefistka.
-Szybciej, bo stawiam spóźnienia!-wydarła się na
nas, po czym wyszła z pomieszczenia.
Wszystkiego mogłabym się spodziewać, tylko nie tego,
że Faren będzie się tak starać na zajęciach. Nawet zgłosiła
się do prowadzenia rozgrzewki, ale siekiera to zignorowała i
udając, że losuje numerek, zatrzymała palec na moim nazwisku. Czasami miałam wrażenie, że cała ludzkość sprzymierzyła się przeciwko mnie.
-Dziś przygotuje was Sally- wysyczała. Wiedziałam,
że padnie na mnie, więc zawczasu przygotowałam ćwiczenia w domu.
Mimo to czułam, że nawet za świetne przygotowanie dostanę
najwyżej czwórkę. Chociaż, kto wie. „Nie trać ducha, bądź
optymistką” nakazałam sobie w myślach, po czym wstałam i
zaczęłam biegać dookoła sali.
-Dawaj, Ewilan!- zawołała Siam po pięciu okrążeniach
sali wojskowej w pałacu.
Zatrzymałam się.
-Nie mogę. Bieganie to nie jest sport dla mnie.
-Ale coś musisz robić. Szkoda, że nie jesteśmy w
Cytadeli, tam to bym ci zgotowała taki trening, że już byś była
lepsza od Salima. Wyobraź sobie, co on musi mieć z Ellaną. Ech,
cieniołazi i ich zwyczaje... No, dawaj, jeszcze jedno okrążenie.
Po tych całych dniach w bibliotece jesteś bez formy, moja droga.
-Dobra, już.
-Im dłużej stoisz, tym trudniej ci będzie znowu
ruszyć, więc pospiesz się.
-Wygrałaś tym razem- miałam bardzo „rysowniczy”
pomysł.
Wystartowałam normalnie. Następnie wykonałam
przejście w bok parę metrów do przodu. Trzeba być pomysłowym w
życiu.
Powtórzyłam ten numer jeszcze kilka razy. Moja
trenerka chyba to zauważyła, ale wyczułam, że wrednie czeka, aż
do niej dobiegnę.
-Jak się biegło? Jeszcze jedno okrążenie za
oszukiwanie. Wio!
-Widziałaś...
-Widziałam- odpowiedziała z typowym dla niej
uśmieszkiem.
-Świetnie. Po prostu pięknie.
-Zasłużyłaś sobie. Przygranicznej nie oszukasz.
Nie miałam wyboru. Po prostu przebyłam jakoś ten
dystans, zmaterializowałam się w domu, odświeżyłam się, a
następnie wyruszyłam do biblioteki. Nie wiem, czemu, chyba z
przyzwyczajenia. Od ponad miesiąca chodziłam tam codziennie i
szukałam wzmianki o szeptaczach złocistych. Ostatnie pochodziły
sprzed siedemdziesięciu lat. „No, to wpakowałaś mnie w niezłe
bagno” powiedziałam do siebie. Machinalnie skierowałam się do
działu z informacjami o magii. Wzięłam pierwszą, lepszą księgę
i podeszłam z nią do pulpitu. Była to ta sama, którą czytałam
już kilka razy. Coś przykuło moją uwagę. Na marginesie ostatniej
strony ktoś napisał coś odręcznie. Nie znałam tego języka.
Super. Ale dałabym sobie sferograf zabrać, że jeszcze wczoraj tu
tego nie było.
Nagle mnie olśniło.
Gdy przyszłam ze szkoły, nikogo nie było w domu.
Całe szczęście Harry nie zabrał ze sobą gazety do pracy.
Usiadłam więc w fotelu i zaczęłam czytać.
„Witam
wszystkich czytelników, dziś przeprowadzę wywiad z rodzicami
Camille, zaginionej cztery miesiące temu dziewczynki. Dzień dobry,
czy mogę zadać państwu kilka pytań?”
Zerknęłam, gdzie kończy się ten tekst. Ciągnął się przez
prawie trzy strony. Tak. Kilka pytań.
-Oczywiście.
-A
więc, jak odebrali państwo zniknięcie Camille?
-Było
to dla nas bardzo trudne- wspomina macocha dziewczynki- była
naprawdę miłym dzieckiem, nie wiedzieliśmy, co się działo.
-Jaka
była ta dziewczyna?
-Była
wzorową córką, przemiłą osobą, nie zdarzyło się na przykład,
żeby przyniosła ze szkoły trójkę. Miała najlepsze oceny w
klasie, wszyscy ją lubili, bo miała swój charakter, osobowość i
była przy tym bardzo utalentowana. Ale nigdy nie zadzierała nosa.
Zawsze była skromna, spokojna i opanowana.” Znowu
powtórzenia? Nie mogli tego zastąpić w redakcji jakimiś innymi
słowami? Jakby tak trudno było załatwić dobrą korektę... Ciężko
się to czyta
pomyślałam sobie po zapoznaniu się z tym krótkim fragmentem
tekstu. Jakoś zawsze byłam na to wyczulona i wynajdowanie takich
"kwiatków" pasowało do mojego wrednego charakteru.
-Czy
sądzą państwo, że zaginięcie Camille ma coś wspólnego z dwoma
pozostałymi w tym czasie?
-To
bardzo możliwe- odpowiada pan Maxime Duciel, przybrany ojciec
Dziewczyny- Camille i Salim, o ile pamiętam, chodzili do jednej
szkoły. Matheiu Boulanger Był podobno bardzo utalentowanym
studentem sztuk pięknych. Wszyscy zniknęli w niewyjaśnionych
okolicznościach i nikt nie znalazł po nich śladu.” Takie
i podobne wypowiedzi znajdowały się w prawie każdej linijce
wywiadu. To nie były szczere wyznania. Chyba ta dziewczyna nie była
bardzo przez nich kochana i szanowana, jeśli nie wróciła i nie
dawała znaku życia. Ci ludzie chcieli po prostu zrobić sobie
reklamę.
Nie mając nic innego do roboty poszłam odrabiać
lekcje, żeby mieć spokój na weekend. Nie wychodziło mi to. W
końcu po prostu dałam za wygraną i spisałam odpowiedzi z końca
zbioru zadań. I tyle. Przejrzałam półkę z książkami. Wszystkie
już przeczytałam. Wzięłam pierwszą część „Harry'ego
Pottera” i zaczęłam ją opracowywać. Wypisywałam wszystkie
nazwiska, jakie przeczytałam. W ten sposób robiłam coś, co mogłam
zawsze powtórzyć, bo raz wypisywałam nazwy miejsc, raz ludzi,
kilka razy zdarzyło mi się szukać zaklęć... W końcu chwyciłam
za czarny cienkopis i nabazgrałam jakąś postać na kartce papieru.
I wtedy wróciła Kate.
-Cześć, i jak?- spytała na wejściu.
-Nijak. Musiałam prowadzić rozgrzewkę na WF-ie.
-To chyba dobrze...?
-Nie, jak siekiera jest twoją nauczycielką to masz
przerąbane już na wstępie.
Wyszła z pokoju. Mogłam osunąć się w świat mojej
wyobraźni, gdzie nie miałam żadnych limitów ani barier. Siekiera
skazana na zamknięcie mordy... Coś pięknego.
Potem w ogóle nie myślałam. Rozłożyłam się
wygodniej na pufie i głaszcząc Shadow, moją kotkę przeszłam w
stan psychicznego snu.
Nie na długo jednak. Kotka nagle zeskoczyła z moich
kolan i zaczęła się czaić na coś w kącie.
-Shadow, nie- powiedziałam dotykając ją po głowie.
Odwróciłam jej uwagę w kierunku komara latającego pod sufitem, a
sama przypatrzyłam się dokładniej. Wtedy zauważyłam, że siedzi
tam... Jakaś mysz.