piątek, 14 lutego 2014

Rozdział 3 'Tylko kilka pytań'


  Znowu długo mnie nie było. Może się na mnie o to gniewacie. Ale Was też nie było. No to jesteśmy kwita, właściwie. Przy pierwszym rozdziale były takie fajne komentarze, a teraz... Pustka. Nie wiem, czy prowadzenie bloga, którego nikt nie odwiedza ma jakiś sens, szczerze mówiąc. Dlatego bardzo Was proszę, (nawet jeśli jesteś tzw. 'Cieniołazem', który przemyka po rozdziałach i jest dla mnie niewidoczny) abyście zostawiły tu chociaż jeden krótki komentarz. Żebym wiedziała, czy mam dla kogo publikować 'Bransoletkę' @_@.

  Jeśli nikt nic nie powie, trudno, chyba usunę bloga. No ale trudno, nie zawsze odnosi się sukces za pierwszym podejściem ):  Najwyraźniej kolejne opowiadanie o tym samym bohaterze, pisane, no cóż... Tak jak jest napisane (Nie jestem Flo, chociaż piszę coś co chwilę od bitych sześciu lat, to nie dorastam jej do pięt) wydaje się już trochę nużące. Szczerze przyznam, że znam to uczucie, kiedy trafiam n.p. na kolejne FF o Harrym Potterze, zaczynające się dokładnie tak samo jak mnóstwo innych.

   Przyznaję, zwlekałam z publikacją trzeciego rozdziału ponieważ czekałam na jakąkolwiek reakcję z Waszej strony. No ale ponieważ się nie doczekałam, wstawiam go teraz. Mam nadzieję, że Wam się spodoba.

  Tym razem nie mam żadnej piosenki DO rozdziału, ale jest to piosenka ulubionego zespołu mojej przyjaciółki. I jest naprawdę super :D Ale wersja oryginalna dużo mniej mi się podoba, jakoś tak gitara akustyczna lepiej oddaje jej 'ogniskowy' charakter.
R5 'Loud' (wersja akustyczna)
 


  Nie chciało mi się jeść śniadania. Nic mi się nie chciało. Mimo że był piątek, pogoda na zewnątrz świetna, a na talerzu przede mną leżały moje ulubione tosty z dżemem porzeczkowym. Mimowolnie zaczęłam rozglądać się po kuchni. Naprzeciwko mnie siedział chłopak Kate, Harry. „Wywiad z bliskimi zaginionej z Francji” zdawał się krzyczeć obrzydliwie żółty napis na okładce codziennej gazety, którą czytał. Postanowiłam sobie, że jak wrócę ze szkoły, to przeczytam to, choćby po to, żeby zapomnieć o tym, że przez następne dziesięć miesięcy będę musiała prawie codziennie odrabiać lekcje, pisać sprawdziany i użerać się z nauczycielem od fizyki. Uwielbiam po prostu wrzesień każdego nowego roku szkolnego. Mam ochotę wyjechać wtedy do Indii i pomagać w jakimś szpitalu. Miałoby to dużo więcej sensu, niż siedzenie w spódnicy, przez czterdzieści godzin tygodniowo w jednym miejscu.
  „Właśnie dlatego, że mi się nie chce, pójdę dzisiaj do szkoły i wytrzymam tam do końca lekcji” pomyślałam sobie. W podobny sposób motywowałam się do zrobienia wszystkiego, czego nie chciałam, a musiałam zrobić. Od początku piątej klasy był to jedyny sposób, który na mnie działał.
  W takiej sytuacji nie miałam innego wyjścia, jak poprawić krawacik od mundurka szkolnego (którego szczerze nienawidziłam), założyć buty, wziąć torbę i w ostatniej chwili wrócić do pokoju po gumkę do włosów. Nauczycielka od WF-u chyba powyrywała by mi je, jakby nie były spięte. To nie było dlatego, że nie chciało mi się ćwiczyć, wręcz przeciwnie. Bardzo lubiłam sport i wszelkie tańce. Ale kobieta, która próbowała zaszczepić w dziewczynach z mojej klasy miłość do stania na rękach sprawiła, że sport jako przedmiot szkolny był na czarnej liście większości uczennic, które miała okazję „trenować”.
  Gdy dotarłam do szkoły, pod salą gimnastyczną (częściej zwaną salą tortur) siedziało już kilka dziewczyn. „No świetnie” pomyślałam, widząc kilka twarzy, które doprowadzały mnie do szału. Czekałam tylko, aż polecą uwagi. Nie ma to jak usłyszeć kilka hejtów na dobry początek dnia... Faren mnie nie zawiodła. Zrobiła dokładnie tak, jak się spodziewałam.
  -Cześć, Sally, masz co czytać? Bo niedawno chyba przeszłaś na odwyk... Ale naprawdę, już nie wyleczysz się z tego uzależnienia.
  -Cóż, w takim razie życzę ci, żebyś wyszła z nałogu bezsensownego gadania o wszystkim, co innych ludzi ludzi nie interesuje. Nie trać nadziei, jeszcze odzyskasz mózg. Aha. Miło, że promujesz czytelnictwo- powiedziałam widząc leżącą na jej kolanach książkę napisaną przez jakiegoś celebrytę. Zawsze coś, może znormalnieje od tego.
  Nie mam pojęcia, czemu, ale ogromną satysfakcję sprawił mi widok jej miny, gdy zrozumiała, co do niej mówiłam. „Tak, przyznaję się bez bicia, jestem naprawdę wredną osobą” przyszło mi do głowy. Jak zwykle w podobnej sytuacji. Dalej nie mogłyśmy ciągnąć tej konwersacji, mimo że dziewczyny, które przed chwila przyszły, chciały jeszcze chwilę posłuchać. Dzwonek pokrzyżował mi plany, a na WF lepiej się było nie spóźniać.
  Szybko weszłyśmy do szatni przebrałyśmy się w ekspresowym tempie. Zaplotłam włosy w warkocz i poprawiłam sznurówki. Już miałam wychodzić, kiedy w drzwiach stanęła „siekiera”, nasza wuefistka.
  -Szybciej, bo stawiam spóźnienia!-wydarła się na nas, po czym wyszła z pomieszczenia.
  Wszystkiego mogłabym się spodziewać, tylko nie tego, że Faren będzie się tak starać na zajęciach. Nawet zgłosiła się do prowadzenia rozgrzewki, ale siekiera to zignorowała i udając, że losuje numerek, zatrzymała palec na moim nazwisku. Czasami miałam wrażenie, że cała ludzkość sprzymierzyła się przeciwko mnie.
  -Dziś przygotuje was Sally- wysyczała. Wiedziałam, że padnie na mnie, więc zawczasu przygotowałam ćwiczenia w domu. Mimo to czułam, że nawet za świetne przygotowanie dostanę najwyżej czwórkę. Chociaż, kto wie. „Nie trać ducha, bądź optymistką” nakazałam sobie w myślach, po czym wstałam i zaczęłam biegać dookoła sali.

  -Dawaj, Ewilan!- zawołała Siam po pięciu okrążeniach sali wojskowej w pałacu.
  Zatrzymałam się.
  -Nie mogę. Bieganie to nie jest sport dla mnie.
  -Ale coś musisz robić. Szkoda, że nie jesteśmy w Cytadeli, tam to bym ci zgotowała taki trening, że już byś była lepsza od Salima. Wyobraź sobie, co on musi mieć z Ellaną. Ech, cieniołazi i ich zwyczaje... No, dawaj, jeszcze jedno okrążenie. Po tych całych dniach w bibliotece jesteś bez formy, moja droga.
  -Dobra, już.
  -Im dłużej stoisz, tym trudniej ci będzie znowu ruszyć, więc pospiesz się.
  -Wygrałaś tym razem- miałam bardzo „rysowniczy” pomysł.
  Wystartowałam normalnie. Następnie wykonałam przejście w bok parę metrów do przodu. Trzeba być pomysłowym w życiu.
  Powtórzyłam ten numer jeszcze kilka razy. Moja trenerka chyba to zauważyła, ale wyczułam, że wrednie czeka, aż do niej dobiegnę.
  -Jak się biegło? Jeszcze jedno okrążenie za oszukiwanie. Wio!
  -Widziałaś...
  -Widziałam- odpowiedziała z typowym dla niej uśmieszkiem.
  -Świetnie. Po prostu pięknie.
  -Zasłużyłaś sobie. Przygranicznej nie oszukasz.
  Nie miałam wyboru. Po prostu przebyłam jakoś ten dystans, zmaterializowałam się w domu, odświeżyłam się, a następnie wyruszyłam do biblioteki. Nie wiem, czemu, chyba z przyzwyczajenia. Od ponad miesiąca chodziłam tam codziennie i szukałam wzmianki o szeptaczach złocistych. Ostatnie pochodziły sprzed siedemdziesięciu lat. „No, to wpakowałaś mnie w niezłe bagno” powiedziałam do siebie. Machinalnie skierowałam się do działu z informacjami o magii. Wzięłam pierwszą, lepszą księgę i podeszłam z nią do pulpitu. Była to ta sama, którą czytałam już kilka razy. Coś przykuło moją uwagę. Na marginesie ostatniej strony ktoś napisał coś odręcznie. Nie znałam tego języka. Super. Ale dałabym sobie sferograf zabrać, że jeszcze wczoraj tu tego nie było.
Nagle mnie olśniło.

  Gdy przyszłam ze szkoły, nikogo nie było w domu. Całe szczęście Harry nie zabrał ze sobą gazety do pracy. Usiadłam więc w fotelu i zaczęłam czytać.
„Witam wszystkich czytelników, dziś przeprowadzę wywiad z rodzicami Camille, zaginionej cztery miesiące temu dziewczynki. Dzień dobry, czy mogę zadać państwu kilka pytań?” Zerknęłam, gdzie kończy się ten tekst. Ciągnął się przez prawie trzy strony. Tak. Kilka pytań.
  -Oczywiście.
  -A więc, jak odebrali państwo zniknięcie Camille?
  -Było to dla nas bardzo trudne- wspomina macocha dziewczynki- była naprawdę miłym dzieckiem, nie wiedzieliśmy, co się działo.
  -Jaka była ta dziewczyna?
  -Była wzorową córką, przemiłą osobą, nie zdarzyło się na przykład, żeby przyniosła ze szkoły trójkę. Miała najlepsze oceny w klasie, wszyscy ją lubili, bo miała swój charakter, osobowość i była przy tym bardzo utalentowana. Ale nigdy nie zadzierała nosa. Zawsze była skromna, spokojna i opanowana.” Znowu powtórzenia? Nie mogli tego zastąpić w redakcji jakimiś innymi słowami? Jakby tak trudno było załatwić dobrą korektę... Ciężko się to czyta pomyślałam sobie po zapoznaniu się z tym krótkim fragmentem tekstu. Jakoś zawsze byłam na to wyczulona i wynajdowanie takich "kwiatków" pasowało do mojego wrednego charakteru.
  -Czy sądzą państwo, że zaginięcie Camille ma coś wspólnego z dwoma pozostałymi w tym czasie?
  -To bardzo możliwe- odpowiada pan Maxime Duciel, przybrany ojciec Dziewczyny- Camille i Salim, o ile pamiętam, chodzili do jednej szkoły. Matheiu Boulanger Był podobno bardzo utalentowanym studentem sztuk pięknych. Wszyscy zniknęli w niewyjaśnionych okolicznościach i nikt nie znalazł po nich śladu.” Takie i podobne wypowiedzi znajdowały się w prawie każdej linijce wywiadu. To nie były szczere wyznania. Chyba ta dziewczyna nie była bardzo przez nich kochana i szanowana, jeśli nie wróciła i nie dawała znaku życia. Ci ludzie chcieli po prostu zrobić sobie reklamę.
  Nie mając nic innego do roboty poszłam odrabiać lekcje, żeby mieć spokój na weekend. Nie wychodziło mi to. W końcu po prostu dałam za wygraną i spisałam odpowiedzi z końca zbioru zadań. I tyle. Przejrzałam półkę z książkami. Wszystkie już przeczytałam. Wzięłam pierwszą część „Harry'ego Pottera” i zaczęłam ją opracowywać. Wypisywałam wszystkie nazwiska, jakie przeczytałam. W ten sposób robiłam coś, co mogłam zawsze powtórzyć, bo raz wypisywałam nazwy miejsc, raz ludzi, kilka razy zdarzyło mi się szukać zaklęć... W końcu chwyciłam za czarny cienkopis i nabazgrałam jakąś postać na kartce papieru. I wtedy wróciła Kate.
  -Cześć, i jak?- spytała na wejściu.
  -Nijak. Musiałam prowadzić rozgrzewkę na WF-ie.
  -To chyba dobrze...?
  -Nie, jak siekiera jest twoją nauczycielką to masz przerąbane już na wstępie.
  Wyszła z pokoju. Mogłam osunąć się w świat mojej wyobraźni, gdzie nie miałam żadnych limitów ani barier. Siekiera skazana na zamknięcie mordy... Coś pięknego.
   Potem w ogóle nie myślałam. Rozłożyłam się wygodniej na pufie i głaszcząc Shadow, moją kotkę przeszłam w stan psychicznego snu.
Nie na długo jednak. Kotka nagle zeskoczyła z moich kolan i zaczęła się czaić na coś w kącie.
  -Shadow, nie- powiedziałam dotykając ją po głowie. Odwróciłam jej uwagę w kierunku komara latającego pod sufitem, a sama przypatrzyłam się dokładniej. Wtedy zauważyłam, że siedzi tam... Jakaś mysz.