czwartek, 20 marca 2014

Rozdział 5 'Przejście w bok'

Stwierdzam powrót bo tak :)
Pierwsza, bardzo ważna rzecz:
PRZEPRASZAM WAS BARDZO, powinnam była pomyśleć o Waszych sprawach i obowiązkach zanim napisałam poprzednią notkę. Po prostu nie wiem, jakim cudem, ale u mnie jest na tyle luźno, że mam ten czas na błądzenie po internetach, zupełnie nie pomyślałam o tym, że ktoś może być w innej sytuacji .-.
Tak, Saskia, naprawdę świetny z ciebie Sherlock...
I, jeju, tak Wam dziękuję za te komentarze, że no na serio, po prostu... :333333
Druga, właściwie nieważna rzecz:
Dzisiaj do mojej mamy przyszedł mail ze SKENE, czyli agencji castingowej... I powiedzieli mi, żebym zgłosiła się na casting do reklamy XD
(szukają szczupłej dziewczyny z długimi włosami i o naturalnym wyglądzie, z wcześniejszym przygotowaniem aktorskim) XD
I uznali, że mogę odpowiadać kryteriom... LOL. Saskia w reklamie... no lol no
Mam długie włosy i przygotowanie aktorskie, i... to wszystko. Ale nieźle można na tym zarobić, więc YOLO SWAG i wbijam do studia jutro XD
Kolejna nieważna rzecz (takie, żebyście miały pojęcie, kim w ogóle jestem XDDD)
mam PRZEOGROMNĄ fazę na Percy'ego Jacksona!!!!! :D
Z przyjaciółką już zdecydowałyśmy, że jestem Annabeth, i ona PRÓBUJE rozkminić, kogo (według mnie) powinniśmy mianować Percym, bo oni są później razem i terefere i wgl. Mamy już chyba z pięć postaci przyporządkowanych do ludziuff z naszej klasy. Wy też tak czasami macie, że przekładacie w ten sposób ulubione książki na rzeczywistość? Moja przyjaciółka jednak nie nazywa mnie swoją przyjaciółką, bo uważa że przyjaciele to są przez przynajmniej pięć lat, a my się poznałyśmy w piewszej gimbazjum, czyli półtora roku temu, soł...
Ktoś pofangirluje ze mną??? :3
WHATEVAAAAAA
Poza tym:
błądząc po internetach (dokładniej Twitterze XD) natrafiłam na pomysł CZEGOŚ ABSOLUTNIE FANTASTYCZNEGO!!! Dokładniej jest to słoik wypełniony kolorowymi karteczkami na których zapisane tytuły książek z których wszystkie chcę przeczytać ale nie wiem za którą się najpierw zabrać. Chcę też zrobić takie coś, i tu poproszę Was o pomoc, ponieważ lista książek, które chcę przeczytać, owszem, jest długa, ale mam cały czas wrażenie, że jednak sporo w niej brakuje. Znacie jakieś fajne książki, które możecie mi polecić? :D
Okay, piszcie książki pry komentarzach, jeśli coś Wam wpadnie do głowy. O właśnie, czytał ktoś 'Zwiadowców'? Bo już od dłuższego czasu chcę się za to zabrać...
Dobra, nie przedłużając,
Jeszcze raz dziękuję za komentarze,
I przepraszam za swoją ignorancję,
Zapraszam do czytania,
Saskia C:

Muzyka: Złota klasyka wśród inspirujących kawałków
~E.S. Posthumus- Nara
Omigod, E.S. Posthumus to geniusze... Każda ich pisenka ma taki niepodrabialny 'klimacik', i słychać tą staranność i w ogóle... Flo, poznałam ich dzięki Tobie, i po prostu nie wiem jak mam Ci dziękować!



   -Na długo ją sprowadziłaś- mruknął mistrz Duom
   -Nie wiedziałam, że potrafi to zrobić- ogłupiała wpatrywałam się w miejsce, gdzie przed chwilą stała- Jakbym była na to w jakiś sposób przygotowana wcześniej, poprosiłabym, żebyście mieli ze sobą gumościera, albo inną blokadę...
  -Wszystko fajnie, ale jak ją sprowadzimy z powrotem?- zapytała rzeczowo Siam.
  -Będę musiała po nią wrócić- powiedziałam.
  -Chyba jednak nie- Stary analityk pokazał na powietrze za mną. Gdy się odwróciłam, stała tam Sally.
  -Czy ktoś mógłby mi wyjaśnić, co się właściwie stało?- chyba była zaskoczona tym, co zrobiła.
  -Wiesz, mam wrażenie, że właśnie przeniosłaś się pomiędzy światami. A w ogóle to jak masz na imię?

 
  -Sally. W jaki sposób mogę wam pomóc?
  -Jeszcze nie wiemy. Ale podobna sytuacja zdarzyła się już wcześniej, przed wojną światów. Okazało się, że osoba, która pojawiała się w wizjach pewnego rysownika, uratowała Imperium przed zagładą ze strony Bojowników chaosu i Ts'żerców.
  -Kim są Bojownicy chaosu?
  Tym razem mistrz zwrócił się do młodej rysowniczki.
  -Ewilan, gadałaś z nią tyle czasu, a nie powiedziałaś jej o niczym istotnym dla jej misji?- kontynuował w moją stronę- Otóż, Sally, społeczeństwo w imperium dzieli się na gildie. Istnieją różne gildie jak chociażby Żeglarzy, Marzycieli, Cieniołazów, Wartowników oraz właśnie Bojowników chaosu.- Gestem nakazał mi, żebym milczała- później ci to wyjaśnimy. Ci ostatni są wrogami Gwendalaviru. Dążą do unicestwienia porządku i wszelkiego dobra.
  -Tacy Chitauri czy jak im tam.- wtrąciła Ewilan.
  -Mniejsza, po prostu są bardziej niebezpieczni od Ts'żerców. Wiesz, dlaczego?
  Nic nie powiedziałam, bo chciałam się dowiedzieć, czy wytłumaczenie tej kwestii, które przyszło mi do głowy, jest właściwe.
  -Ts'żercy muszą wysyłać piechurów, takie wielkie pająki podporządkowane sobie, do innych miejsc, bo nie umieją...
  -Wykonać przejścia w bok, a Bojownicy umieją, prawda?
  -Skąd wiedziałaś?
  -Intuicja. Poza tym jak się przeniosłam, przepraszam za to, co teraz powiem, ale patrzyliście na mnie wtedy, jakbym była waszym największym wrogiem, który przyparł was do muru i podkłada dynamity... Właśnie takim Bojownikiem.
  -Ciekawe. A w jaki sposób wykonałaś przejście w bok?
  -Nie wiem. Wyobraziłam sobie mój pokój, w którym bawił się mój kot...
  -Rozumiem. Wiecie co- tu zwrócił się do całej naszej grupy- Myślę, że warto by iść już spać, hm?
  -Dobrze.
  Nie rozumiem, dlaczego wszyscy go słuchali. Bo był najstarszy, najmądrzejszy? Wydawał się takim przywódcą. Dla mnie nie wyglądał na autorytet. Zupełnie.
  Potem (jak mi się wydawało) matka Ewilan zaprosiła mnie do swojego pokoju "na słówko". Podejrzewałam, że to co powie, nie będzie przyjemne. Było dokładnie tak, jak się spodziewałam. Gdy tylko zamknęła drzwi, odwróciła się do mnie, a jej oczy miotały błyskawice. Gdyby spojrzenia mogły zabijać, leżałabym już martwa odkąd pierwszy raz się tu pojawiłam. Od razu przeszła do sedna sprawy. Przynajmniej tyle.
  -Jeśli jeszcze raz zrobisz jej krzywdę, to osobiście przysięgam, że pożałujesz, że znalazłaś się na tym świecie.
  -Już żałuję...
  -Bezczelność!
  Kontynuowałam niezrażona:
  -Moi rodzice nie żyją, odkąd skończyłam trzy lata, proszę pani. Jedyna chwila spędzona z nimi, którą pamiętam, to był moment ich, hmm śmierci...? Teraz wolałbym, żeby tamci strażacy mnie nie znaleźli.- na to wspomnienie poczułam, że naprawdę tak chcę. Po przeanalizowaniu mojego życia to byłoby najlepsze wyjście.
  -O czym ty mówisz, dziewczyno!? Jacy strażacy, co ty bredzisz?
  -Wracaliśmy wtedy z wakacji samolotem. Po prostu zaczęliśmy spadać. Kiedy się rozbiliśmy, przeżyłam jako jedyna. Pamiętam, jak przestraszyłam się strażaka i próbowałam schować się za mamę, ale w tym momencie jej ciało zaczęło się palić. Od kiedy tamten facet wziął mnie na ręce, bardzo boję się być do góry nogami albo ponad ziemią. No, niedługo będzie jubileusz dwunastolecia mnie jako sieroty wychowywanej przez odległą kuzynkę mamy. Czy to nie wystarczy, żeby żałować, że w ogóle się żyje?
  Kobieta nic nie odpowiedziała. Patrzyła na mnie, jakbym naopowiadała jej historii o wróżkach i czarodziejkach, a potem stwierdziła, że pochodzę z Księżyca. Chyba nie spodziewała się, że coś takiego usłyszy ode mnie- tej sadystki, która dręczyła jej córkę przez tyle czasu.
  -Co nie zmienia faktu, że przysporzyłaś jej mnóstwo kłopotów. Wiesz, że przez ciebie zasłabła na środku Łuku!?- Jej zdziwienie gdzieś uciekło, pozostała jedynie furia- Gdyby stamtąd spadła, roztrzaskałaby się na dole jak nic!
  -Przepraszam, ale co to jest Łuk?
  -Ty nic nie wiesz o tym miejscu!? Więc po co napastowałaś Ewilan przez tyle miesięcy!?
  -Proszę pani, czy wyglądam pani na kogoś, kto tak o, dla zabawy albo jakiejś okrutnej rozrywki dręczy swoich rówieśników? Nie mam czasu, żeby kogokolwiek napastować, dręczyć i zamęczać swoją obecnością! Czy to jest tak trudne do pojęcia, że mam dosyć własnych spraw i problemów!? To może, skoro wyjaśniliśmy już tę sprawę, udam się z powrotem do domu.
  Nie chciałam wracać do domu. Pragnęłam znaleźć się gdziekolwiek. Ale musiałam szybko się gdzieś przenieść. Po chwili stałam w swoim pokoju w Londynie.
  Wyobraziłam sobie kogokolwiek. Pierwsza osoba, która przyszła mi na myśl, po trochę zbyt długim błądzeniu myślami to Loki- bóg, który zaatakował Ziemię i zniszczył wieżę kontrolną na lotnisku, które miało nadzorować ten lot sprzed dwunastu lat, kiedy straciłam rodziców. Właśnie, swoją drogą, to co się z nim dzieje po bitwie o Midgard? I czy jest zamieszany w tę sprawę? Byłam bardzo ciekawa. Zastanawiałam się, co by zrobił w takiej sytuacji, jak moja? Znowu poczułam to uczucie, które towarzyszyło każdemu przejściu w bok. Nie, nie tam! pomyślałam, ale było już za późno. Myślałam, że trafię do tego mitycznego Asgardu, ale znalazłam się dwa metry od boga, w tej dziwnej sali, którą widziałam już raz we śnie... Ale jak on się tu znalazł?
  Usłyszałam czyjeś kroki. Szybko schowałam się za jakąś stertą gruzu. Loki stał kilkanaście metrów dalej. Dziwne, że mnie nie zobaczył, ani nie usłyszał. A jednak. odwrócił się w moją stronę. Skuliłam się jak mysz i siedziałam tak, dopóki serce nie przestało mi tak głośno walić. Miałam wrażenie, że on i ten ktoś, kto przyszedł, mogą to usłyszeć. Zaskakująco szybko się uspokoiłam. W tym momencie usłyszałam strzępek rozmowy.
  -Kiedy w takim razie?- spytał tamten dziwny ktoś
  -Jak tylko wasza armia będzie gotowa- odpowiedział Loki- weźmiemy ich z zaskoczenia. Wtedy pójdzie gładko. Ale Mentaї muszą zaatakować na samym początku, więc szykujcie się szybciej.
  -Nasza armia jest zawsze gotowa.
  -W takim razie możemy ruszać.
  -Nie- wyszeptałam siedząc w swoim ukryciu.
  Chwilkę później bardzo silne ręce chwyciły mnie i podniosły do góry. Poczułam, że ten ktoś zaraz rzuci mną przez cały pokój. Rzeczywiście, w następnym momencie leciałam prosto na spotkanie ze ścianą.
  Z całym impetem wleciałam w kanapę u siebie w salonie.
  -Muszę coś zrobić- powiedziałam do siebie. Wyobraziłam sobie Lokiego. Znów byłam w tej okrągłej sali. Tyle że tym razem stałam pewnie na nogach.
  -Lepiej na nią uważaj.- powiedział do boga ten dziwny mężczyzna.
  -Więc zablokuj ją w jakiś sposób!
  Nabrałam pewności, że tamten jest wspominanym tak często Bojownikiem chaosu. Wydał z siebie serię dziwnych dźwięków, które przypominały skrzeczenie pomieszane z warkotem. Nie wiadomo, skąd pojawił się nagle jakiś stwór. Podobno tylko członkowie tej gildii potrafią przywoływać takie stworzenia.
  -Teraz, Loki- powiedział facet- jak gumościery są w pobliżu, daleko nie ucieknie.
  Już miałam oberwać błękitnym pociskiem wystrzelonym przez tego ostatniego, ale uchyliłam się szybko. Gdy przenosiłam się z tego miejsca do pokoju Ewilan, ostatnie, co dobiegło do moich uszu, to słowa "Ale jak to możliwe!?"
  -Ewilan!-powiedziałam, gdy pojawiłam się w pokoju dziewczyny. Znowu się przestraszyła. Kurczę, no to mam przerąbane- Naprawdę to ważne.
  -Co się stało!?
  -Oni chcą zaatakować Al-Jeit.
  -Jacy oni?
  -Bojownicy chaosu.
To podziałało na nią jak piorun. Zerwała się na równe nogi i zniknęła. Po chwili usłyszałam dochodzące z sąsiednich pokojów głosy. To chyba był ten sposób na uratowanie imperium. Przynajmniej do czegoś się przydałam.

środa, 19 marca 2014

List do tych, których nie ma


Tylko proszę nie zrozumcie tego jako obraźliwego z mojej strony. Proszę ;_;

Halo...? Jest tu ktoś? Ojej, czytasz to? Dziękuję Ci, że jesteś. Tak bardzo Ci dziękuję ;u;

Powiem tyle: Ten blog jest MARTWY. Po prostu martwy. Aż nie chce mi się na niego wchodzić, sprawdzać, czy ktoś cokolwiek napisał. Najwyrażniej dla ludzi to kolejne opowiadanie na ten sam temat, wkurwiająca bohaterka, i taka sama autorka. Jeśli już chcesz tu znaleźć jakiekolwiek ślady życia, to kliknij prolog albo pierwszy rozdział bo to jedyne miejsce, gdzie coś się działo. Gdzie miałam kontakt z osobami, którym chciało się to wtedy czytać ;_;

Możecie się na mnie obrazić, i tak Wam to wybaczę, też jestem człowiekiem. Pod drugim i trzecim rozdziałem prosiłam Was wszystkie chociaż o JEDEN, KRÓTKI KOMENTARZYK, choćby coś w stylu 'przeczytałam to i nie podoba mi się, ale weź pisz dalej, bo może jeszcze coś z tego będzie' albo nawet inne 'pocałujta w dupę wójta' i potem link do własnego bloga, który zajmuje dwa razy więcej miejsca. Nigdy nie oczekiwałam takich komentarzy, jak były na blogu na przykład Florence, bo to po prostu niemożliwe, żeby Bransoletkę komentować w ten sposób. Dlatego, nie wiem, może nie będę usuwać bloga, ale po co mam go prowadzić, jeśli nikt ani tego nie czyta, ani nie wnosi to jakoś wiele do mojego życia. Wnosiło na początku, gdy dzięki temu miałam kontakt z innymi ludźmi. Ale teraz? Czuję się jakbym pisałą sama do siebie. Hej, Saskia, jak tam? A spoko, co tam?

Ech. Źle się z tym czuję. Mówiłam sobie, że nie będę usuwać tego bloga, że napiszę Bransoletkę jako pierwsze opowiadanie, które DOKOŃCZĘ i w ogóle. Ale to było lata świetlene temu, kiedy tak na serio nie wiedziałam, że nikt nie będzie tego czytać. Tak więc na razie chyba zostawię to wszystko, poczekam jeszcze, może ktoś coś napisze. Bo na razie nie mam w ogóle motywacji do pisania dalej. Straciłam ją. Mogłam właściwie w ogóle nie zakłądać bloga, po prostu byłabym cichym komentatorem. A skoro tyle świetnych blogów przerwało działalność, ja swoją również przerywam. Nie wiem. Nie usunę bloga. Nie skasuję opowiadania, bo 65 stron, to mi jednak szkoda. Nadal mam jego ikonkę na pulpicie, ale ostatnio używałam jej, żeby poprawić i skopiować czwarty rozdział.
Którego nikt inny nie przeczytał.

Więc na chwilę obecną,
Przepraszam.
Do (może) zobaczenia.
Saskia.

sobota, 8 marca 2014

Rozdział 4 'Sally jestem'

  
  Tak. To ewidentnie była mysz. Nie miałam co do tego wątpliwości. Chociaż po chwili nie przypominała mi już typowej myszy. Miała pędzelek na ogonie i podobne, tylko trochę mniejsze- na uszach. Poza tym to była szarobrązowa mysz. Niepewnie wyciągnęłam w jej kierunku rękę, a zwierzątko wskoczyło na nią, jakby zupełnie się nie bało. Nie, to nie mogła być mysz, jeśli ufała człowiekowi. „Tylko co to...?” przemknęło mi przez głowę.
  Nie zdążyłam dokończyć tej myśli, bo w mojej głowie rozległ się inny, obcy głos. Nie wypuszczaj szeptacza. Zostań tam, gdzie jesteś i nie próbuj uciekać. Znajdę cię i tak. Słuchałam tych słów całkiem ogłupiała. Ale co...?
  Nie ogarniam poinformowałam głos w mojej głowie, ale nikt mi nie odpowiedział. Rzeczywiście ciekawe. Ale przynajmniej miałam punkt zaczepienia co do nazwy tej dziwnej myszki, która zdążyła przenieść się z mojej dłoni na ramię. Wzięłam mojego starego laptopa i w wyszukiwarce wpisałam słowo „szeptacz”. Przeklinając pod nosem wyłączyłam chyba z dwadzieścia reklam. Przewinęłam stronę na dół. Ale tam nic nie było. Wpisałam „gatunki myszowate”, ale tam też nic nie znalazłam. Więc czym był TO, co siedziało sobie jakby nigdy nic przy klawiaturze, do jasnej ciasnej!? Nie lubię tego stanu, kiedy nic nie wiem na jakiś temat, poza tym, że coś takiego istnieje.
  Po prostu pięknie. Pięknie! Chyba miałam halucynacje, bo przed moimi oczami zaczęło się dziać coś BARDZO dziwnego. Otóż pół metra ode mnie stał dziewczyna, za której odnalezienie można by było kupić sobie Ferrari.


  -Dlaczego tu jesteś?- spytała marszcząc brwi.
  No to super, jeszcze wie, kim jestem. Może chce mnie zastrzelić czy coś. Po co w ogóle próbowałam zaradzić swoim problemom? Żeby teraz zostać zabita przez tą dziwną dziewczynę? Bo niby po co miałaby nawiedzać mnie w snach i wizjach od kilku miesięcy? Dla czego, jak nie dla mojej śmierci?
  Tylko, że ona nie wyglądała, jakby chciała się mnie pozbyć ze świata żywych. Wyglądała bardzo normalnie. Podejrzanie normalnie, jak na zabójczynię. Siedziała na pufie z laptopem i kotem na kolanach. Miała proste blond włosy do pasa i zielone oczy, patrzące teraz na mnie ze szczerym zdziwieniem. Ubrana w dżinsy i prosty T-shirt zupełnie nie wyglądała na kogoś, kto wyróżnia się czymkolwiek. I zdecydowanie inaczej, niż dziewczyna, którą widziałam we śnie. Ogólnie wszystko się zgadzało, ale blondynka siedząca przede mną miała nieco szczuplejszą twarz, dłuższe włosy, mniejsze, szerzej rozstawione oczy i zdecydowanie inną budowę. Nawet, gdy siedziała, wiedziałam, że jest sporo wyższa ode mnie.
  -Camille, jak widzę?- zapytała niepewnie. Odłożyła laptop i wstała. Podłożyła dłoń, a szeptacz posłusznie na nią zeskoczył- Wiesz, co to jest, prawda?
  -To szeptacz. Nie ma ich na Ziemi.
  -Wiesz, że od ponad miesiąca ty, Salim Condo i Matheiu Boulanger jesteście uznawani za zmarłych?
  -Co!?
  -Napijesz się czegoś?
  -Dobra- zdziwiło mnie, że nie przejawiała jednak złych zamiarów wobec mojej osoby.
  -Soku jabłkowego?
  -Chętnie. Z zatrutych jabłek przypadkiem?
  -Nie wiem, jeszcze go nie otworzyłam.
  „Fajnie się zapowiada” pomyślałam niepewna, czy przeżyję następnych kilka minut. Bałam się jej, ale już wtedy nie wiedziałam, czemu.

  Byłam naprawdę zaskoczona faktem, iż Camille Duciel pojawiła się w mieszkaniu Kate. Do tego jakby wzięła się z powietrza. Jeszcze bardziej zdziwiło mnie, gdy powiedziała, że szeptaczy nie ma na Ziemi. To skąd ona przybyła? Ze świata umarłych, czy coś? Dobrze, że Kate poszła dzisiaj wieczorem z Harrym na osiemnastkę jego siostry. Pewnie od razu zadzwoniłaby na policję, żeby poinformować o odnalezieniu zaginionej, ale ja wolałam się najpierw czegoś o niej dowiedzieć.
  Doszłam do kuchni. Wyjęłam z szafki dwie szklanki i nalałam do nich soku. Gdy weszłam do mojego pokoju, mój „gość” siedział na kanapie z kicią na kolanach.
  -Widzę, że już poznałaś Shadow.- powiedziałam podając jej napój.
  -Miła jest.
  -Właśnie, mówiłaś coś o tym, że szeptaczy nie ma na Ziemi. Więc skąd one są?
 
  Zaraz, zaraz, czy ona nie powinna wiedzieć, skąd przybywam, jeśli nie dawała mi spokoju przez tyle czasu? W końcu musi wiedzieć, jeśli jest rysowniczką. Dziwne...
  -Z Gwendalaviru. Mogę zadać ci kilka pytań?- spytałam pomimo jej zdziwionej miny.
  -Oczywiście, jeśli ty odpowiesz na moje. Co to jest Gwendalavir?
  -Gwendalavir to imperium w świecie, jakby to powiedzieć... równoległym...
  -Jest więcej takich światów? Bo to by znaczyło, że jest ich jedenaście...
  -Może gdzieś tam jest dwunasty świat, ale nie wiemy o jego istnieniu.
  -Czy to od was pochodzą Chitauri?
  -Chita co?
  -Chi- tau- riiii. Zaatakowali Ziemię ileś lat temu. Chyba mieszkałaś na Ziemi. I nie wiesz o Avengers?
  -O tym wiem, ale nie miałam wtedy pojęcia o Ziemi. Znaczy o Avengers coś mi się obiło o uszy. Trudno o tym nie słyszeć, ale Chitauri... Może Ts' Żercy się tak nazywają inaczej...?
  -Jak wyglądają ci Ts'żercy?
  -Jak przerośnięte jaszczurki w kolczugach.
  -No to raczej nie oni.
  -Więc odpowiedziałam już na twoje pytanie?
  -Myślę, że na razie wystarczy. Wal śmiało- nie spodziewałam się takiego opanowania. Właśnie miała mi powiedzieć, dlaczego mnie męczy od tak długiego czasu, a ona mówi „Wal śmiało”? Nie, to jednak nie jest normalna osoba.
  -Od kiedy wiesz, jak mam na imię?
  -Odkąd zobaczyłam jedno z trzech miliardów ogłoszeń o twoim zaginięciu.
  -Kiedy dokładnie to było?
  -Nie pamiętam ani daty, ani godziny, ale jeśli to ci wystarczy, to od kilku miesięcy.
  -Jak masz na imię?
  -Pojawiasz się znikąd w moim pokoju, i nawet nie wiesz, jak mam na imię? Jesteś jakąś terrorystką, która wysadza ludzi w powietrze nawet nie znając ich imienia? Dobra, miejmy to już za sobą. Możesz odpalać bombę. Sally jestem.
  -Nie... To ty nawiedzasz mnie w jakiś dziwnych wizjach i koszmarach od prawie pół roku, nie ja ciebie. Jak mi to wyjaśnisz?
  -Nie wyjaśnię, bo o niczym nie wiem. Nikogo nie nawiedzam. Mam na to trochę zbyt mało czasu. Ale ty mi powiedz w takim razie, PO CO wysyłasz mi szeptacza z wiadomością, żebym nie próbowała uciekać, bo i tak mnie znajdziesz, po co zjawiasz się tu w środku wieczora i po co do jasnej ciasnej oskarżasz mnie o nie wiadomo jakie napastowania!?
  -Czyli o niczym nie wiesz, tak?- spytałam ją do głębi zszokowana, że kłamanie przychodzi jej tak łatwo- Jak chcesz, to pokażę ci, że rysownika nie oszukasz.
  Już miałam podpalić jej włosy płomyczkiem, ale usłyszałam w głowie głos brata. Ewilan, wszystko w porządku? Zostaw tę dziewczynę i przybądź najszybciej jak się da!
  -Jeszcze tu wrócę- powiedziałam do niej. Nie wyglądała, jakby się przejęła. Przeciwnie. Siedziała sobie ze stoickim spokojem na podłodze głaszcząc kota. Oj, popamięta mnie jeszcze...
  Szybko wykonałam przejście w bok do mojego pokoju w Al-Jeit. Tak, jak wcześniej się umówiliśmy, siedział tam Akiro. Wyglądał na bardzo przejętego.
  -Co!?- od razu pożałowałam tych słów- wybacz, ale po prostu tamta dziewczyna doprowadza mnie do szału.
  -Lepiej jej nie drażnić. Może być bardzo niebezpieczna.
  -Nie wygląda.
  -Ty też nie, szczerze mówiąc.
  -A więc przerywasz mi w takim momencie, żeby powiedzieć mi, żebym uważała na siebie?
  -Tak.
  Pufnęłam niezadowolona. Mój starszy brat był czasami nieco zbyt troskliwy.

  -Jak myślisz, Shadow, czego ta psycholka ode mnie chce?
  Wiedząc, że i tak nie otrzymam odpowiedzi, dopiłam resztę soku i usiadłam na kanapie. Kotka tymczasem obserwowała szeptacza, krążącego po moim pokoju. Chyba bała się go ruszyć, w przeciwnym razie myszek byłby już osaczony w jakimś kącie. Co z tego, że Camille powiedziała, że wróci? Nie bałam się jej. Nie wyglądała, jakby była w stanie specjalnie zrobić mi krzywdę. Mimo wszystko miałam nadzieję, że już jej więcej nie spotkam.
  Właśnie wtedy znowu zmaterializowała się w moim pokoju.
  -Co tym razem mi zrobisz?- zapytałam ją zjadliwie.
  -Tm razem ci się upiekło. Jesteś mi bardzo potrzebna.
  -Najpierw chcesz mnie zabić, a teraz informujesz, że jestem ci potrzebna? Dobra, tylko co ja mam robić? Bo chyba nie wydaję ci się osobą, która coś potrafi zdziałać, co?
  -Nie, ale jeszcze zobaczymy, do czego nam się przydasz.
  -Jak to „nam”? Kto jeszcze siedzi w tej sprawie?
  -Wszyscy. Szykuj się na wojnę.
  -Jaką wojnę, o co w tym wszystkim chodzi? Jedziemy do waszego Afganistanu, czy coś?
  -Nieee... W Gwendalavirze walczymy inaczej. Nie wiesz? Przecież jesteś rysowniczką-
  -Co!? Jaką rysowniczką, o czym ty w ogóle mówisz?
  -Różniej ci to wytłumaczę, najwyraźniej jeszcze nie wiesz o swoim darze...
  -Wybacz mi głupie pytanie, ale na czym polega ten DAR?
  -Nasze rysunki wyglądają trochę prawdziwiej niż innych...- To mówiąc otworzyła dłoń, na której siedział motyl. Po chwili motyl zmienił się w komara, który sprawił, że Shadow przypomniała sobie o tym, że jest drapieżnikiem.
  -Aha, powiedzmy, że wiem, o co ci chodzi. A jak JA mam wam pomóc?
  -Sama do tego dojdziesz. Nikt z nas jeszcze nie wie. Masz zamiar zabrać jakieś rzeczy stąd?
  -Czyli jak to będzie wyglądać? Zabierasz mnie do tego swojego świata, gdzie mam pozostać na bardzo długo? Tak mam zniknąć bez słowa?
  -Zostaw jakiś list, czy coś. Jak chcesz, to rano tu wrócimy i powiesz wszystkim, że... no, po prostu wyjeżdżasz, czy coś takiego. Aha. Mam jedną prośbę. Nie mów na mnie Camille, tylko Ewilan, na Matheiu- Akiro. To nasze prawdziwe imiona.
  Postanowiłam nie pytać dalej pomimo szczerego zdziwienia zaistniałą sytuacją, założyłam mój szczęśliwy amulet- kociona i napisałam krótki list do Kate z wyjaśnieniem, że Vanessa zaprosiła mnie na noc.
  -Kto to jest ta Vanessa?- spytała Ewilan zaglądając mi przez ramię.
  -To moja koleżanka z klasy. Kate nie będzie się martwić. Rano po prostu przyjdę i powiem jej prawdę. Ona powie w szkole, że jestem w sanatorium, bo wykryto u mnie jakąś bardzo groźną nieznaną wcześniej, zakaźną chorobę, więc mogą mnie tam przetrzymywać bardzo długo.
   Dziwne, jak łatwo przyszło mi wymyślenie czegoś takiego. Chociaż... nigdy nie miałam problemów z kłamaniem.
  Założyłam najwygodniejsze buty i bluzę. Schowałam pamiętnik na najwyższej półce szafy, i zastawiłam paroma pudełkami po butach żeby nikt go nie znalazł.
  -Po co go chowasz?- spytała Ewilan.
  -Bo przechowuje za dużo faktów, które ktoś mógłby wykorzystać przeciwko mnie.- rzuciłam pół żartem. 
  -Już?- spytała, gdy zamknęłam drzwi szafy.
  -Tak.
  -To podejdź bliżej.
Zrobiłam krok w jej kierunku. Położyła mi rękę na ramieniu. I w tej chwili poczułam, że..

tak jakby...

  Przestałam istnieć...

  A potem po prostu dotarło do mnie, że jednak żyję. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym się znajdowałam. Szafka, komoda, kilka książek, stolik, krzesło, łóżko... A na nim z siedem osób, które patrzyły na mnie, jakbym właśnie zabiła tego jakiegoś Ts'żercę na ich oczach.
  Wyobraziłam sobie, co może teraz robić Shadow. Pewnie dalej użerała się z tym komarem narysowanym przez Ewilan. Zdziwiło mnie, że widziałam ją tak dokładnie, jakbym była tuż obok. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że naprawdę byłam tuż obok.