sobota, 8 marca 2014

Rozdział 4 'Sally jestem'

  
  Tak. To ewidentnie była mysz. Nie miałam co do tego wątpliwości. Chociaż po chwili nie przypominała mi już typowej myszy. Miała pędzelek na ogonie i podobne, tylko trochę mniejsze- na uszach. Poza tym to była szarobrązowa mysz. Niepewnie wyciągnęłam w jej kierunku rękę, a zwierzątko wskoczyło na nią, jakby zupełnie się nie bało. Nie, to nie mogła być mysz, jeśli ufała człowiekowi. „Tylko co to...?” przemknęło mi przez głowę.
  Nie zdążyłam dokończyć tej myśli, bo w mojej głowie rozległ się inny, obcy głos. Nie wypuszczaj szeptacza. Zostań tam, gdzie jesteś i nie próbuj uciekać. Znajdę cię i tak. Słuchałam tych słów całkiem ogłupiała. Ale co...?
  Nie ogarniam poinformowałam głos w mojej głowie, ale nikt mi nie odpowiedział. Rzeczywiście ciekawe. Ale przynajmniej miałam punkt zaczepienia co do nazwy tej dziwnej myszki, która zdążyła przenieść się z mojej dłoni na ramię. Wzięłam mojego starego laptopa i w wyszukiwarce wpisałam słowo „szeptacz”. Przeklinając pod nosem wyłączyłam chyba z dwadzieścia reklam. Przewinęłam stronę na dół. Ale tam nic nie było. Wpisałam „gatunki myszowate”, ale tam też nic nie znalazłam. Więc czym był TO, co siedziało sobie jakby nigdy nic przy klawiaturze, do jasnej ciasnej!? Nie lubię tego stanu, kiedy nic nie wiem na jakiś temat, poza tym, że coś takiego istnieje.
  Po prostu pięknie. Pięknie! Chyba miałam halucynacje, bo przed moimi oczami zaczęło się dziać coś BARDZO dziwnego. Otóż pół metra ode mnie stał dziewczyna, za której odnalezienie można by było kupić sobie Ferrari.


  -Dlaczego tu jesteś?- spytała marszcząc brwi.
  No to super, jeszcze wie, kim jestem. Może chce mnie zastrzelić czy coś. Po co w ogóle próbowałam zaradzić swoim problemom? Żeby teraz zostać zabita przez tą dziwną dziewczynę? Bo niby po co miałaby nawiedzać mnie w snach i wizjach od kilku miesięcy? Dla czego, jak nie dla mojej śmierci?
  Tylko, że ona nie wyglądała, jakby chciała się mnie pozbyć ze świata żywych. Wyglądała bardzo normalnie. Podejrzanie normalnie, jak na zabójczynię. Siedziała na pufie z laptopem i kotem na kolanach. Miała proste blond włosy do pasa i zielone oczy, patrzące teraz na mnie ze szczerym zdziwieniem. Ubrana w dżinsy i prosty T-shirt zupełnie nie wyglądała na kogoś, kto wyróżnia się czymkolwiek. I zdecydowanie inaczej, niż dziewczyna, którą widziałam we śnie. Ogólnie wszystko się zgadzało, ale blondynka siedząca przede mną miała nieco szczuplejszą twarz, dłuższe włosy, mniejsze, szerzej rozstawione oczy i zdecydowanie inną budowę. Nawet, gdy siedziała, wiedziałam, że jest sporo wyższa ode mnie.
  -Camille, jak widzę?- zapytała niepewnie. Odłożyła laptop i wstała. Podłożyła dłoń, a szeptacz posłusznie na nią zeskoczył- Wiesz, co to jest, prawda?
  -To szeptacz. Nie ma ich na Ziemi.
  -Wiesz, że od ponad miesiąca ty, Salim Condo i Matheiu Boulanger jesteście uznawani za zmarłych?
  -Co!?
  -Napijesz się czegoś?
  -Dobra- zdziwiło mnie, że nie przejawiała jednak złych zamiarów wobec mojej osoby.
  -Soku jabłkowego?
  -Chętnie. Z zatrutych jabłek przypadkiem?
  -Nie wiem, jeszcze go nie otworzyłam.
  „Fajnie się zapowiada” pomyślałam niepewna, czy przeżyję następnych kilka minut. Bałam się jej, ale już wtedy nie wiedziałam, czemu.

  Byłam naprawdę zaskoczona faktem, iż Camille Duciel pojawiła się w mieszkaniu Kate. Do tego jakby wzięła się z powietrza. Jeszcze bardziej zdziwiło mnie, gdy powiedziała, że szeptaczy nie ma na Ziemi. To skąd ona przybyła? Ze świata umarłych, czy coś? Dobrze, że Kate poszła dzisiaj wieczorem z Harrym na osiemnastkę jego siostry. Pewnie od razu zadzwoniłaby na policję, żeby poinformować o odnalezieniu zaginionej, ale ja wolałam się najpierw czegoś o niej dowiedzieć.
  Doszłam do kuchni. Wyjęłam z szafki dwie szklanki i nalałam do nich soku. Gdy weszłam do mojego pokoju, mój „gość” siedział na kanapie z kicią na kolanach.
  -Widzę, że już poznałaś Shadow.- powiedziałam podając jej napój.
  -Miła jest.
  -Właśnie, mówiłaś coś o tym, że szeptaczy nie ma na Ziemi. Więc skąd one są?
 
  Zaraz, zaraz, czy ona nie powinna wiedzieć, skąd przybywam, jeśli nie dawała mi spokoju przez tyle czasu? W końcu musi wiedzieć, jeśli jest rysowniczką. Dziwne...
  -Z Gwendalaviru. Mogę zadać ci kilka pytań?- spytałam pomimo jej zdziwionej miny.
  -Oczywiście, jeśli ty odpowiesz na moje. Co to jest Gwendalavir?
  -Gwendalavir to imperium w świecie, jakby to powiedzieć... równoległym...
  -Jest więcej takich światów? Bo to by znaczyło, że jest ich jedenaście...
  -Może gdzieś tam jest dwunasty świat, ale nie wiemy o jego istnieniu.
  -Czy to od was pochodzą Chitauri?
  -Chita co?
  -Chi- tau- riiii. Zaatakowali Ziemię ileś lat temu. Chyba mieszkałaś na Ziemi. I nie wiesz o Avengers?
  -O tym wiem, ale nie miałam wtedy pojęcia o Ziemi. Znaczy o Avengers coś mi się obiło o uszy. Trudno o tym nie słyszeć, ale Chitauri... Może Ts' Żercy się tak nazywają inaczej...?
  -Jak wyglądają ci Ts'żercy?
  -Jak przerośnięte jaszczurki w kolczugach.
  -No to raczej nie oni.
  -Więc odpowiedziałam już na twoje pytanie?
  -Myślę, że na razie wystarczy. Wal śmiało- nie spodziewałam się takiego opanowania. Właśnie miała mi powiedzieć, dlaczego mnie męczy od tak długiego czasu, a ona mówi „Wal śmiało”? Nie, to jednak nie jest normalna osoba.
  -Od kiedy wiesz, jak mam na imię?
  -Odkąd zobaczyłam jedno z trzech miliardów ogłoszeń o twoim zaginięciu.
  -Kiedy dokładnie to było?
  -Nie pamiętam ani daty, ani godziny, ale jeśli to ci wystarczy, to od kilku miesięcy.
  -Jak masz na imię?
  -Pojawiasz się znikąd w moim pokoju, i nawet nie wiesz, jak mam na imię? Jesteś jakąś terrorystką, która wysadza ludzi w powietrze nawet nie znając ich imienia? Dobra, miejmy to już za sobą. Możesz odpalać bombę. Sally jestem.
  -Nie... To ty nawiedzasz mnie w jakiś dziwnych wizjach i koszmarach od prawie pół roku, nie ja ciebie. Jak mi to wyjaśnisz?
  -Nie wyjaśnię, bo o niczym nie wiem. Nikogo nie nawiedzam. Mam na to trochę zbyt mało czasu. Ale ty mi powiedz w takim razie, PO CO wysyłasz mi szeptacza z wiadomością, żebym nie próbowała uciekać, bo i tak mnie znajdziesz, po co zjawiasz się tu w środku wieczora i po co do jasnej ciasnej oskarżasz mnie o nie wiadomo jakie napastowania!?
  -Czyli o niczym nie wiesz, tak?- spytałam ją do głębi zszokowana, że kłamanie przychodzi jej tak łatwo- Jak chcesz, to pokażę ci, że rysownika nie oszukasz.
  Już miałam podpalić jej włosy płomyczkiem, ale usłyszałam w głowie głos brata. Ewilan, wszystko w porządku? Zostaw tę dziewczynę i przybądź najszybciej jak się da!
  -Jeszcze tu wrócę- powiedziałam do niej. Nie wyglądała, jakby się przejęła. Przeciwnie. Siedziała sobie ze stoickim spokojem na podłodze głaszcząc kota. Oj, popamięta mnie jeszcze...
  Szybko wykonałam przejście w bok do mojego pokoju w Al-Jeit. Tak, jak wcześniej się umówiliśmy, siedział tam Akiro. Wyglądał na bardzo przejętego.
  -Co!?- od razu pożałowałam tych słów- wybacz, ale po prostu tamta dziewczyna doprowadza mnie do szału.
  -Lepiej jej nie drażnić. Może być bardzo niebezpieczna.
  -Nie wygląda.
  -Ty też nie, szczerze mówiąc.
  -A więc przerywasz mi w takim momencie, żeby powiedzieć mi, żebym uważała na siebie?
  -Tak.
  Pufnęłam niezadowolona. Mój starszy brat był czasami nieco zbyt troskliwy.

  -Jak myślisz, Shadow, czego ta psycholka ode mnie chce?
  Wiedząc, że i tak nie otrzymam odpowiedzi, dopiłam resztę soku i usiadłam na kanapie. Kotka tymczasem obserwowała szeptacza, krążącego po moim pokoju. Chyba bała się go ruszyć, w przeciwnym razie myszek byłby już osaczony w jakimś kącie. Co z tego, że Camille powiedziała, że wróci? Nie bałam się jej. Nie wyglądała, jakby była w stanie specjalnie zrobić mi krzywdę. Mimo wszystko miałam nadzieję, że już jej więcej nie spotkam.
  Właśnie wtedy znowu zmaterializowała się w moim pokoju.
  -Co tym razem mi zrobisz?- zapytałam ją zjadliwie.
  -Tm razem ci się upiekło. Jesteś mi bardzo potrzebna.
  -Najpierw chcesz mnie zabić, a teraz informujesz, że jestem ci potrzebna? Dobra, tylko co ja mam robić? Bo chyba nie wydaję ci się osobą, która coś potrafi zdziałać, co?
  -Nie, ale jeszcze zobaczymy, do czego nam się przydasz.
  -Jak to „nam”? Kto jeszcze siedzi w tej sprawie?
  -Wszyscy. Szykuj się na wojnę.
  -Jaką wojnę, o co w tym wszystkim chodzi? Jedziemy do waszego Afganistanu, czy coś?
  -Nieee... W Gwendalavirze walczymy inaczej. Nie wiesz? Przecież jesteś rysowniczką-
  -Co!? Jaką rysowniczką, o czym ty w ogóle mówisz?
  -Różniej ci to wytłumaczę, najwyraźniej jeszcze nie wiesz o swoim darze...
  -Wybacz mi głupie pytanie, ale na czym polega ten DAR?
  -Nasze rysunki wyglądają trochę prawdziwiej niż innych...- To mówiąc otworzyła dłoń, na której siedział motyl. Po chwili motyl zmienił się w komara, który sprawił, że Shadow przypomniała sobie o tym, że jest drapieżnikiem.
  -Aha, powiedzmy, że wiem, o co ci chodzi. A jak JA mam wam pomóc?
  -Sama do tego dojdziesz. Nikt z nas jeszcze nie wie. Masz zamiar zabrać jakieś rzeczy stąd?
  -Czyli jak to będzie wyglądać? Zabierasz mnie do tego swojego świata, gdzie mam pozostać na bardzo długo? Tak mam zniknąć bez słowa?
  -Zostaw jakiś list, czy coś. Jak chcesz, to rano tu wrócimy i powiesz wszystkim, że... no, po prostu wyjeżdżasz, czy coś takiego. Aha. Mam jedną prośbę. Nie mów na mnie Camille, tylko Ewilan, na Matheiu- Akiro. To nasze prawdziwe imiona.
  Postanowiłam nie pytać dalej pomimo szczerego zdziwienia zaistniałą sytuacją, założyłam mój szczęśliwy amulet- kociona i napisałam krótki list do Kate z wyjaśnieniem, że Vanessa zaprosiła mnie na noc.
  -Kto to jest ta Vanessa?- spytała Ewilan zaglądając mi przez ramię.
  -To moja koleżanka z klasy. Kate nie będzie się martwić. Rano po prostu przyjdę i powiem jej prawdę. Ona powie w szkole, że jestem w sanatorium, bo wykryto u mnie jakąś bardzo groźną nieznaną wcześniej, zakaźną chorobę, więc mogą mnie tam przetrzymywać bardzo długo.
   Dziwne, jak łatwo przyszło mi wymyślenie czegoś takiego. Chociaż... nigdy nie miałam problemów z kłamaniem.
  Założyłam najwygodniejsze buty i bluzę. Schowałam pamiętnik na najwyższej półce szafy, i zastawiłam paroma pudełkami po butach żeby nikt go nie znalazł.
  -Po co go chowasz?- spytała Ewilan.
  -Bo przechowuje za dużo faktów, które ktoś mógłby wykorzystać przeciwko mnie.- rzuciłam pół żartem. 
  -Już?- spytała, gdy zamknęłam drzwi szafy.
  -Tak.
  -To podejdź bliżej.
Zrobiłam krok w jej kierunku. Położyła mi rękę na ramieniu. I w tej chwili poczułam, że..

tak jakby...

  Przestałam istnieć...

  A potem po prostu dotarło do mnie, że jednak żyję. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym się znajdowałam. Szafka, komoda, kilka książek, stolik, krzesło, łóżko... A na nim z siedem osób, które patrzyły na mnie, jakbym właśnie zabiła tego jakiegoś Ts'żercę na ich oczach.
  Wyobraziłam sobie, co może teraz robić Shadow. Pewnie dalej użerała się z tym komarem narysowanym przez Ewilan. Zdziwiło mnie, że widziałam ją tak dokładnie, jakbym była tuż obok. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że naprawdę byłam tuż obok.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli udało Ci się dotrzeć aż tutaj, proszę, zostaw jakiś komentarz. Twoja opinia jest dla mnie niezwykle istotna, choć dla Ciebie nie musi to być nic szczególnego C: