I znów tu byłem. W Asgardzie. Ale tym razem nie jako
książę, tylko jako ten gorszy, przegrany. Nie chodziłem po
królestwie, lecz byłem zamknięty i przykuty łańcuchem do podłogi
jak jakieś dzikie zwierzę. W celi, w której mnie więziono nie
było nawet okna. Jedyne źródło światła stanowiła paląca się
na korytarzu i widoczna przez kraty pochodnia.
"Miałeś wrócić do Asgardu i odzyskać tron,
a tymczasem gnijesz tu w więzieniu". Takie myśli chodziły
mi po głowie przez właściwie cały czas. "Przywleczono cię
tu zakutego w kajdany blokujące magię jako poniżonego, upadłego
boga". Nie mogłem tego znieść, ta świadomość
doprowadzała mnie do obłędu. To było po prostu okropne. Te
wszystkie porażki, poniżenia, upokorzenia wracały do mnie w tym
miejscu tak wyraźne, że czułem, jakbym znowu w nich uczestniczył.
To, co zgotowała mi moja "rodzina", znajdowało się poza
granicami przyzwoitości.
Nie wiem, po jakim czasie, ale doszedłem do wniosku,
że ciągłe myślenie o tym pokazuje innym moją słabość. A ja,
JA nie mogłem dopuścić, żeby ktokolwiek to widział. Zapadłem w
stan przymusowej wegetacji. Powoli docierało do mnie, że właśnie
o coś takiego chodziło Odynowi i Thorowi. Żebym psychicznie
przestał istnieć.
Pewnej nocy coś jednak się wydarzyło. Właśnie
próbowałem zasnąć, kiedy zobaczyłem w odległości około dwóch
metrów ode mnie jakieś tajemnicze błyski. Myślałem, że mam
halucynacje przez to długotrwałe zamknięcie. Potrząsnąłem głową
i zamknąłem oczy. Ku mojemu zdziwieniu, gdy je otworzyłem,
zobaczyłem jakąś dziewczynkę. Miała czarne spodenki do kolan,
zieloną bluzkę i długie, poplątane włosy. Z ulgą zauważyłem,
że były dłuższe od moich. Czyli nie siedziałem w tym miejscu
przez więcej czasu , niż trwało jej niewątpliwie krótkie dotąd
życie. Chyba musiała właśnie się obudzić. Wiedziałem to na
podstawie moich obserwacji poczynionych w Midgardzie. Tamci nigdy nie
wyglądają ładnie, gdy wstaną z łóżka. Poczochrani, z
przymrużonymi i podkrążonymi oczami. Mimo woli pomyślałem, że
to dziecko ma w sobie coś ujmującego, co kazało człowiekowi
powiedzieć "Idź już spać, aniołku".
Ale najbardziej zaskoczył mnie fakt, że ona nie
spała. Była w pełni świadoma tego, co robi. Siedziałem oparty o
ścianę i gapiłem się na to dziecko nie wiedząc, jak zareagować.
Nie chciałem jej wystraszyć, bo była pierwszą osobą od wielu
lat, która prawdopodobnie dobrowolnie przebywała w moim
towarzystwie. Nie przeraził jej mój widok, choć zapewne wyglądałem
jak ostatnie straszydło. A co było jeszcze dziwniejsze, to ja
czułem, że od tej nędznej istoty zależy moje życie. Szkoda, że
miałem zaszyte usta, bo nie mogłem nawet jej spytać jak ma na
imię.
To, co działo się chwilę później całkowicie
wyprzedziło moje oczekiwania. Myślałem, że tylko chwilę tu
postoi, po czym zniknie stąd tak, jak się pojawiła. Ale ona chyba
nie chciała znikać. Nie wiem, czemu, ale gdy zrobiła krok w moją
stronę, przycisnąłem się trochę bliżej do ściany. Bałem się
jej, mimo, że nic mi jeszcze nie zrobiła. Gdy już nie mogłem
odsunąć się od niej dalej, usiadła koło mnie po turecku i
powiedziała "Nie bój się. Przecież jesteś ode mnie
większy".
Gdyby nie szwy przy ustach, uśmiechnąłbym się po
raz pierwszy od dłuższego czasu. Ta mała była doprawdy
rozczulająca. Jedyna osoba, która wzbudziła we mnie pozytywne
emocje.
Popatrzyła na moje włosy. Chyba wyglądały jeszcze
gorzej niż jej. odgarnęła mi je z czoła.
"Tak lepiej" powiedziała. Głupie nici!
Przeklinałem je nieraz, ale tym razem poczułem do nich szczególną
nienawiść. Mimowolnie szarpnąłem się wściekle, na co mała
odsunęła się, najwyraźniej przestraszona i pełna obaw o
słuszność tego, co robi. Nie mogłem jednak dopuścić, żeby stąd
zniknęła Nie miałem jak jej spytać, po co tu jest, nie mogłem
powiedzieć, że nie jest tu bezpieczna, nawet podziękować jej za
okazane mi wsparcie. Ile ona miała lat? Sześć? Siedem? A może
osiem? Chyba, że pięć... W każdym razie nie zachowywała się jak
dziecko. Gdy Sif była w jej wieku, na pewno nie była tak
zrównoważona i na tyle odważna, żeby wybrać się do lochów.
Właściwie to nikt z nas taki nie był.
Coś odwróciło moją uwagę od tych rozmyślań.
Przyjrzałem się bliżej tej dziewczynce. Jakiś mały promyk
światła padający od pochodni obił się od czegoś, co nosiła na
złotym łańcuszku zawieszonym na szyi. Zdjęła wisiorek i sama
przyjrzała mu się bliżej. Wtedy dotarło do mnie, że to mały,
złoty kluczyk. Po co jej to? I czemu go zdjęła? Przecież do
niczego jej się nie przyda pomyślałem.
Nie wiedziałem, czy to z nią, czy ze mną jest coś
nie tak. Albo ta mała myślała, że rozkuje mnie tym kawałkiem
metalu, który miała w ręce, albo ja miałem jakieś zwidy.
Spojrzała na kajdany, którymi byłem przykuty do kamiennej podłogi.
Potem jeszcze raz popatrzyła na kluczyk. Wreszcie chwyciła go
inaczej. Czułem, ze może jest dla mnie jakaś nadzieja, więc
odsunąłem się od
ściany na tyle, żeby umożliwić jej próby
uwolnienia mnie z tego więzienia. Chyba to, co było najlepiej
odczuwalne z jej strony, to była... Litość? Współczucie? Nie
miałem pojęcia, ale po coś pojawiła się w tym lochu, w środku
nocy, i chciała, a przynajmniej miałem taką nadzieję, oszczędzić
mi dalszych cierpień.
Zaczęła coś majstrować przy kleszczach, które były
zaciśnięte na moich nadgarstkach. Siedziała tak chyba z pięć
minut, kiedy nagle coś w zamku zaskoczyło, szczęknęło i po
chwili - sam nie wierzyłem własnym oczom - byłem, byłem... wolny.
Prostym, niewerbalnym zaklęciem sprawiłem, że te obrzydliwe szwy
znikły, a gdy odwróciłem się, żeby podziękować tej małej za
to, co zrobiła... już jej nie było. "Śpij dobrze"
wyszeptałem bardziej do siebie niż do niej.
Tylko gdzie teraz miałem się udać? Na pewno nie do
Jottunheimu. Zginąłbym o wiele bardziej bolesną śmiercią, niż
tu. Midgard? Odpada. Za dobrze mnie tam znają. Ale na szczęście,
podczas mojej długiej tułaczki po kosmosie, poznałem jeszcze jedno
miejsce. Dziesiąty świat, którego istnienia moi wrogowie nawet nie
podejrzewali.
Zostawiłem za sobą znienawidzony loch i długie,
zmarnowane lata mojego życia. Przeniosłem się o miliony lat
świetlnych od wszystkich, którzy mogliby ruszyć za mną w pościg.
"Tu mnie nie znajdą. Już nigdy" powiedziałem, po raz
pierwszy od tak długiego czasu oddychając świeżym powietrzem.
~~~~~~~~
I jak? Podobało się? C: